Errata

Wszelka zbieżność z Billem Gatesem jest zupełnie przypadkowa. Nie reprezentuję, nie jestem spokrewniony, ani w żaden sposób powiązany z Billem Gatesem, ani firmą Microsft. Nie jestem również powiązany z żadną z dystrybucji Linuxa, MacOS-a, ani innych systemów operacyjnych.

Pluję jadem, ponieważ lubię, więc jeśli jesteś osobą : ze słabą odpornością psychiczną, wrażliwą na krytykę, lub pozbawioną poczucia humoru ... nie możesz czytać tego bloga.

czyli zapluty blog plebsu i pospólstwa

Tagi: syf

Chrząkacz

Chrząkacz

Wieki temu pisałem o jakości podróży transportem miejskim na trasie Warszawa – Wołomin, jednak ludzie potrafią wciąż zaskakiwać. Jedną z kultowych już dla mnie postaci transportu miejskiego jest nie kto inny jak Pan Chrząkacz, który jest po prostu mistrzem ludzkiej irytacji i niedawno dołączył do mojej listy oszołomów zajmując bezapelacyjnie numer pierwszy.

Po czym poznać tajemniczego pana Chrząkacza ? Jak sama nazwa wskazuje, wydaje z siebie cykliczny dźwięk który przypomina połączenie charchania i warkotu silnika, a powtarza go mniej więcej co 15 sekund. Bliskie spotkania w odległości jednego metra przyprawią nas z pewnością o mdłości i jeśli nie zabije nas odór petów i charchów, to z pewnością zrobią to notorycznie puszczane bąki. Chyba nie zdarzyło mi się do tej pory ominąć tych zapachów, kiedy Chrząkacz był w pobliżu. Dziś unikam jak ognia ostatnich miejsc autobusu.
Na początku chciałem spytać tajemniczą osobowość, czy nie ma jakichś problemów jelitowych, jednak odpuściłem kiedy do kompletu dołączyła jeszcze jego grypa, dzięki czemu stworzył najprawdziwszą mieszankę wybuchową – Chrząkanie, pociąganie nosem, łzawienie z oczu, odór petów i puszczanie bąków w czasie kasłania. Smacznego moi mili, ale ja wysiadam.

To chyba kolejny powód dla którego nie warto oszczędzać na samochodzie.

Oczywiście Chrząkacz jest tylko jednym z przykrych przypadków ostatnich miesięcy. Jest jeszcze Pan Smrodek i Pani Zaraza. Pan smrodek nie wyróżnia się niczym od typowego pasażera Warszawskich tramwajów – jest spocony, ma na sobie co najmniej trzy warstwy kożucha, przetłuszczone włosy i sapie zagadując innych pasażerów. Pani Zaraza natomiast występuje okazyjnie. W czasie grypy potrafi skutecznie zasmrodzić całe pomieszczenia swoim stalowych oddechem, który czasem mylony jest z tzw. „oddechem po spożyciu”. Nie zmienia to jednak faktu, że w obydwu przypadkach chce się człowiekowi rzygać.

Na koniec tych wylewnych narzekań na wszechogarniający nas smród, pozdrawiam wszystkich obszczymurów, którzy lubią czasem skorzystać z klatki schodowej do postawienia klocka. Ave.

Sphinx Restaurants

Sphinx Restaurants

Brud syf i pomyje

Tak bym zasadniczo streścił to co zastałem w tych restauracjach, ale przejdźmy do rzeczy. Z moją przyszłą żoną postawiliśmy sobie za cel odwiedzić wszystkie Warszawskie restauracje, więc nie mogliśmy odpuścić sobie przyjemności, a właściwie żenady, odwiedzenia owianej aurą legendy sieci restauracji Sphinx. Nie wiem skąd narodziła się legenda o tych restauracjach, być może dlatego, że żarcie nie kosztuje w nich więcej niż porządny zestaw w KFC. Restauracje wybieramy losowo, według aktualnie obieranego kursu, lub sytuacji i w taki właśnie sposób trafiliśmy do restauracji Sphinx na ul. Jana Pawła II, róg kina Femina i KFC. Można by napisać krótko, że było kurwa źle, ale … może zacznę od początku.

Egipscy kucharze

– Dzień dobry w czym można pomóc ? – Wita nas wylansowany kelnerzyna w wieku 30-35 lat z toną żelu na włosach, śladową łysinką i przećpanymi oczkami – Prosimy stolik dla dwóch osób – Może być na góóórze, aaalbo tuuuutaj … bęęędzie szyyyybciej – przeciąga flegmatycznie kelner, a my uśmiechamy się do niego, bo jak widać lubi sobie pożartować … a może wcale nie żartuje ? Ok. Para obok z dzieckiem wcina już jakieś żarcie ( wygląda wporzo ), za chwilę wołają do siebie kelnera. Odzywa się laska – Przepraszam gdzie jest łazienka, tego się nie da jeść, zaraz się porzygam – po czym nagle wstaje, leci w kierunku kibla i bełta. Kelnerzy przepraszają, potem przychodzi kierownik, daje jakieś kupony, jeszcze długo i prostacko przeprasza.Cóż, nie boimy się, zamawiamy Karkówkę, Stek, grzane winko i herbatkę na moją grypkę, czekamy jakiś czas.

Najpierw nadchodzą DIP-y z chlebkiem, taki standardzik dla każdego gościa. Zuzia już utakała pajdę chleba w łososiowym dipie i wtyka mi do gęby ! – Nie chcę kurwa ! Czekam na normalne żarcie ! – po czym widzę jak kucharz ( czyt. ciemnej rumuńskiej karnacji chłopek, któremu głowa ledwo zza lady wystaje ) stawia żarcie na ladzie, rzuca rachunek prosto na frytki ( ! ) a następnie wali w dzwonek wzywając kelnera ( ! ) Ten zdejmuje rachunek z frytek, nabija na pal i idzie do NAS !!! ( O kurwa to było nasze żarcie ! ) Nie wspomniałem o tym, że kucharz jedną ręką wyjmował żarcie z pieca, a drugą drapał się po spoconych plecach i głowie. Myślę, że to jednak nic w porównaniu z tym co robił drugi kucharz. Ten zaś, o karnacji typowo egipskiej, nakładał kolejne DIP-y, wycierając paluchem brzegi pojemniczków, w których sosy się nieco przelały ( ! ) a potem zżerał na naszych oczach i nakładał kolejne ! Cóż mogłem zrobić w tej sytuacji ? – Kochanie coś ci powiem jak zjesz – powiedziałem na 2 sekundy przed tym jak kelner przyniósł talerz. W tym momencie chciałem już wychodzić z knajpy, ale nie … jestem uparty, czekam na stek, jestem głodny i zjem każdy syf nie bacząc na konsekwencje. Mam świadomość potęgi internetu i tego, że przecież to wszystko kurwa opiszę !

Chuj z klientem

Gadamy sobie z Zuzią jakiś czas. Bacznie obserwuję posiłki, czy ktoś mi do nich nie nasra, albo nie narzyga. W tym czasie kelnerzy stoją podpierając ladę, układają sobie nażelowane włoski, podśmiewają się z klientów w ogródku, żartują sobie z kierownikiem. W dalszym ciągu czekamy, a w tym czasie Zuza już opierdoliła już swoją porcję – Nosz kurwa ! – wołam kelnera – Przepraszam długo jeszcze będziemy czekać ? – Aaaa naaa coooo !? – wywala zdumione gały kelner – No jak to na co ? Na jedzenie ! – odpowiadamy razem – A ja tu nic nie mam zapisane – odpowiada wyrwany z amoku kelner, przeglądając jednocześnie kartki notesu – Nieee nooo sooorrrryy, zapomniałem – tłumaczy się patrząc jak pizda na sztućce ktore mi ćwok jeden przyniósł wcześniej, zaraz po złożeniu zamówienia. Co on kurwa myślał ? że lubię mieć widelec w bibułce obok siebie i tylko patrzyć jak ktoś wpierdala żarcie ! – Jak Pan poczeka 10 minut to będzie jedzenie, chyba że chce Pan zrezygnować – po czym nie czekając na odpowiedź odchodzi w kierunku kucharzy składając zamówienie na stek, na co ja szybko w locie informuję – To ja rezygnuję, proszę o rachunek – no i jak tu kurwa nie zajebać ćwokowi ?

To jeszcze nie koniec

Czekam 5-10 minut widzę że nie doczekam się rachunku – RACHUNEK PROSZĘ ! – krzyczę do kelnera, który wyraźnie mnie unika. Ten odwraca leniwie głowę w moim kierunku i kiwa równie leniwie, że ok. Po 2 minutach dostaję rachunek. Na napiwek nie ma rzecz jasna co liczyć. Zabieram resztę, ubieramy się. On coś jeszcze się pluje torując mi drogę do wyjścia – Niee no sooorry że tak wyszło, naprawdę zapomniałem … – tak, tak – Do widzenia – po czym przechodzimy szybkim krokiem przez jezdnię, wchodzimy do KFC ( Galaxy ), gdzie dostaję CIEPŁEGO, WYPASIONEGO i DOPIERO CO ZŁOŻONEGO – ZINGERA w przeciągu 90 sekund od złożenia zamówienia ! Słabo ? Po tym siadam wygodnie na dupie i opowiadam Zuzi czego nie widziała siedząc tyłem do kucharzy 🙂 Tak wyglądał mój pierwszy i ostatni raz w restauracji SPHINX.

DIP wam w serca. SHINX YOU !