Wszelka zbieżność z Billem Gatesem jest zupełnie przypadkowa. Nie reprezentuję, nie jestem spokrewniony, ani w żaden sposób powiązany z Billem Gatesem, ani firmą Microsft. Nie jestem również powiązany z żadną z dystrybucji Linuxa, MacOS-a, ani innych systemów operacyjnych.
Pluję jadem, ponieważ lubię, więc jeśli jesteś osobą : ze słabą odpornością psychiczną, wrażliwą na krytykę, lub pozbawioną poczucia humoru ... nie możesz czytać tego bloga.
Szukasz sprawnego rzeźnika w Warszawie ? Może to być nie lada problem, ponieważ większość masarni i rzeźni jest umiejscowionych raczej poza centrum tego wspaniałego miasta. Ja jednak mógłbym polecić kilku rzeźników posiadających małe zakłady w samym centrum Warszawy i zagwarantować, że pokroją Was tam jak świnię. O kim mowa ? Oczywiście o naszych wspaniałych zębojebcach. Te pyskate ścierwa okupują już od dłuższego czasu nasz piękny kraj swoimi ostrymi wiertłami udarowymi siejąc spustoszenie i ból. Niektórzy lubią takiego rodzaju ból, nie żartuję … naprawdę … a więc człon im nozdrza.
Znieczulenie. Tak, to piękna sprawa jeśli zostanie podane, a jeśli nie ? Zrobisz mostek, wiertło wpieprzą ci do gardła, a w najgorszym przypadku uspokoją Cię wkładając do gęby stalowe kleszcze. Inaczej sprawa wygląda w przypadku znieczulenia przy borowaniu. Nie czujesz języka, nie możesz nic mówić bo warga zwisa ci bezwładnie na brodzie, a całą resztę, czyli zetknięcie wiertła z nerwem zęba, czujesz dokładnie w taki sam sposób jak bez znieczulenia. Nosz kurfa mać ! Moje pytanie brzmi : – po chuj jest to całe znieczulenie ? Uśpij mnie, ździel jakimś młotkiem, ale nie każ mi cierpieć suko ! – Czasami wydaje mi się, że dentysta to podręcznikowy socjopata z manią wtykania ostrych rzeczy pod dziąsła.
Wszystkie stare prukwy trudniące się borowaniem zębów wypieprzyłbym z miejsca ze stanowiska i zatrudnił przy rozdrabnianiu kurczaków. I to bez żadnego okresu wypowiedzenia, po prostu wyjebałbym na zbity pysk bez możliwości ułaskawienia. Kobieta radziła mi już wiele razy – Zmień dentystę – i co to zmieniło ? Podróż od jednego psychopaty do drugiego i za każdym razem wbijanie jebanego szpikulca w środek zęba ! No czy ci ludzie są pokurwieni ? Mówię wyraźnie i głośno – Proszę mi tego nie wbijać w zęby – Dobrze, nic nie będę wbijać, muszę tylko sprawdzić jak to wygląda – i napierdala mi szpikulcem prosto w nerw ! Jakby do jej mózgu jeszcze nie dotarł żaden impuls. Mówię Wam, jeśli jakiś dentysta zrobi Wam podobny numer, wstańcie z fotela i bez żadnych wyrzutów sumienia wyjdźcie z gabinetu, takich pierdolców jest w Warszawie na pęczki, szkoda zdrowia dla debili, zostawcie to masochistom.
Strasznie podobają mi się powiedzonka dentystów łagodzących moje uszy swoim słodkim pierdzeniem. Co ciekawe za każdym razem brzmi ono zupełnie inaczej. Wydaje mi się, że powoli te matoły gubią się już w swoich zeznaniach. Przy pierwszej wizycie babka stwierdza – Bez prześwietlenia za tego trupa się nie wezmę, dopiero wtedy okaże się czy można go jeszcze ratować – bardzo ładnie prawda ? Taka ulga dla świadomości, że dziś nie umrzesz na fotelu operacyjnym. Za to już na drugim spotkaniu, kiedy dzienny budżet okazał się mniej rentowny niż zwykle – Na dziś tylko tyle mogę zrobić, ale jeśli Pan chce, mogę spróbować ratować tego trupa – no prawie zerwałem się z krzesła jak to usłyszałem ! Jeszcze kuźwa nie ostygłem po pierwszym borowaniu, a to bydlę chce mnie dobić borując w dziurze sięgającej kości żuchwy z nerwami dosłownie na wierzchu ! Przecież nie było żadnego prześwietlenia ! Pieprzona sadystka, nie ma żadnych skrupułów ! A ja głupi debil kulturalnie odpowiadam zdejmując z szyi ścierkę – Może innym razem – i powolutku schodzę z fotela, starając się nie udusić suki odsysaczem śliny.
Od ponad 10 lat w stomatologii nie zmieniło się wiele, poza oczywiście cenami !
Wydaje mi się więc, że pierwszą rzeczą która należałoby w tym przypadku zmienić, jest nikt inny jak sami dentyści !
Tak bym zasadniczo streścił to co zastałem w tych restauracjach, ale przejdźmy do rzeczy. Z moją przyszłą żoną postawiliśmy sobie za cel odwiedzić wszystkie Warszawskie restauracje, więc nie mogliśmy odpuścić sobie przyjemności, a właściwie żenady, odwiedzenia owianej aurą legendy sieci restauracji Sphinx. Nie wiem skąd narodziła się legenda o tych restauracjach, być może dlatego, że żarcie nie kosztuje w nich więcej niż porządny zestaw w KFC. Restauracje wybieramy losowo, według aktualnie obieranego kursu, lub sytuacji i w taki właśnie sposób trafiliśmy do restauracji Sphinx na ul. Jana Pawła II, róg kina Femina i KFC. Można by napisać krótko, że było kurwa źle, ale … może zacznę od początku.
– Dzień dobry w czym można pomóc ? – Wita nas wylansowany kelnerzyna w wieku 30-35 lat z toną żelu na włosach, śladową łysinką i przećpanymi oczkami – Prosimy stolik dla dwóch osób – Może być na góóórze, aaalbo tuuuutaj … bęęędzie szyyyybciej – przeciąga flegmatycznie kelner, a my uśmiechamy się do niego, bo jak widać lubi sobie pożartować … a może wcale nie żartuje ? Ok. Para obok z dzieckiem wcina już jakieś żarcie ( wygląda wporzo ), za chwilę wołają do siebie kelnera. Odzywa się laska – Przepraszam gdzie jest łazienka, tego się nie da jeść, zaraz się porzygam – po czym nagle wstaje, leci w kierunku kibla i bełta. Kelnerzy przepraszają, potem przychodzi kierownik, daje jakieś kupony, jeszcze długo i prostacko przeprasza.Cóż, nie boimy się, zamawiamy Karkówkę, Stek, grzane winko i herbatkę na moją grypkę, czekamy jakiś czas.
Najpierw nadchodzą DIP-y z chlebkiem, taki standardzik dla każdego gościa. Zuzia już utakała pajdę chleba w łososiowym dipie i wtyka mi do gęby ! – Nie chcę kurwa ! Czekam na normalne żarcie ! – po czym widzę jak kucharz ( czyt. ciemnej rumuńskiej karnacji chłopek, któremu głowa ledwo zza lady wystaje ) stawia żarcie na ladzie, rzuca rachunek prosto na frytki ( ! ) a następnie wali w dzwonek wzywając kelnera ( ! ) Ten zdejmuje rachunek z frytek, nabija na pal i idzie do NAS !!! ( O kurwa to było nasze żarcie ! ) Nie wspomniałem o tym, że kucharz jedną ręką wyjmował żarcie z pieca, a drugą drapał się po spoconych plecach i głowie. Myślę, że to jednak nic w porównaniu z tym co robił drugi kucharz. Ten zaś, o karnacji typowo egipskiej, nakładał kolejne DIP-y, wycierając paluchem brzegi pojemniczków, w których sosy się nieco przelały ( ! ) a potem zżerał na naszych oczach i nakładał kolejne ! Cóż mogłem zrobić w tej sytuacji ? – Kochanie coś ci powiem jak zjesz – powiedziałem na 2 sekundy przed tym jak kelner przyniósł talerz. W tym momencie chciałem już wychodzić z knajpy, ale nie … jestem uparty, czekam na stek, jestem głodny i zjem każdy syf nie bacząc na konsekwencje. Mam świadomość potęgi internetu i tego, że przecież to wszystko kurwa opiszę !
Gadamy sobie z Zuzią jakiś czas. Bacznie obserwuję posiłki, czy ktoś mi do nich nie nasra, albo nie narzyga. W tym czasie kelnerzy stoją podpierając ladę, układają sobie nażelowane włoski, podśmiewają się z klientów w ogródku, żartują sobie z kierownikiem. W dalszym ciągu czekamy, a w tym czasie Zuza już opierdoliła już swoją porcję – Nosz kurwa ! – wołam kelnera – Przepraszam długo jeszcze będziemy czekać ? – Aaaa naaa coooo !? – wywala zdumione gały kelner – No jak to na co ? Na jedzenie ! – odpowiadamy razem – A ja tu nic nie mam zapisane – odpowiada wyrwany z amoku kelner, przeglądając jednocześnie kartki notesu – Nieee nooo sooorrrryy, zapomniałem – tłumaczy się patrząc jak pizda na sztućce ktore mi ćwok jeden przyniósł wcześniej, zaraz po złożeniu zamówienia. Co on kurwa myślał ? że lubię mieć widelec w bibułce obok siebie i tylko patrzyć jak ktoś wpierdala żarcie ! – Jak Pan poczeka 10 minut to będzie jedzenie, chyba że chce Pan zrezygnować – po czym nie czekając na odpowiedź odchodzi w kierunku kucharzy składając zamówienie na stek, na co ja szybko w locie informuję – To ja rezygnuję, proszę o rachunek – no i jak tu kurwa nie zajebać ćwokowi ?
Czekam 5-10 minut widzę że nie doczekam się rachunku – RACHUNEK PROSZĘ ! – krzyczę do kelnera, który wyraźnie mnie unika. Ten odwraca leniwie głowę w moim kierunku i kiwa równie leniwie, że ok. Po 2 minutach dostaję rachunek. Na napiwek nie ma rzecz jasna co liczyć. Zabieram resztę, ubieramy się. On coś jeszcze się pluje torując mi drogę do wyjścia – Niee no sooorry że tak wyszło, naprawdę zapomniałem … – tak, tak – Do widzenia – po czym przechodzimy szybkim krokiem przez jezdnię, wchodzimy do KFC ( Galaxy ), gdzie dostaję CIEPŁEGO, WYPASIONEGO i DOPIERO CO ZŁOŻONEGO – ZINGERA w przeciągu 90 sekund od złożenia zamówienia ! Słabo ? Po tym siadam wygodnie na dupie i opowiadam Zuzi czego nie widziała siedząc tyłem do kucharzy 🙂 Tak wyglądał mój pierwszy i ostatni raz w restauracji SPHINX.
DIP wam w serca. SHINX YOU !
„Możesz stracić dużo pieniędzy w pogoni za kobietą, ale nigdy nie stracisz kobiety w pogoni za pieniędzmi.”
To jeden z moich ulubionych cytatów z filmów, a teraz do rzeczy. Spotkałem się z niebywałym Warszawskim impertynenetem, czyli Panem Michałem Beneszem, który próbował mnie nawet uczyć kultury przy pomocy maila. Szanuję rodowitych Warszawiaków, pomimo iż choć czasem potrafią być zgryźliwi, to jednak swój honor mają. Jednak pseudo Warszawiaków nie trawię zupełnie. Wielkie miasta, tętniące życiem, takie jak Kraków, Warszawa, to miejsca pełne prowincjonalnych dorobkiewiczów, którzy z butami do domu potrafią bez kozery wchodzić i kultury człowieka pospolitego uczyć. Otóż hołoto wstrętna na pochybel wam ! Jak nakazuje to kultura, zacznę może od samego początku …
Dostałem maila, ze swojej strony internetowej ( prosty system zapytaniowy z akceptacją regulaminu ). Strona jest niczym innym jak moim portfolio zawierającym realizacje z kilku poprzednich lat, gdzie jestem osobą publiczną widoczną z imienia i nazwiska, ponieważ jest to portfolio osobiste. Otrzymałem maila następującej treści:
„Witam, W dziale realizacji znalazłem prace z 2006 roku jako ostatnie. Czy to po prostu efekt zaniedbania portfolio czy nie prowadzi Pan już usług grafika na zlecenie ? Gdzie można zobaczyć przykładowe ostatnie realizacje? Jaki jest średni czas realizacji projektu oraz jak Pan wycenia stworzenie layoutu? Jeżeli można proszę podać ceny na bazie przykładów. ”
Czyli z grubej rury, piszę do Pana bo mam zlecenie … nie przeczytałem do końca regulaminu bo mi się nie chciało, interesują mnie odpowiedzi, szybko, ale najlepiej byłoby gdyby podał mi Pan swoją cenę to się nad nią zastanowię. Otóż bydlaku to ja się zastanowię poważnie nad Tobą, bo kiedy piszę do Ciebie po ludzku, to i ludzkiej odpowiedzi oczekuję. A więc odpisałem nadwyraz grzecznie :
„Ad 1. Jest to efekt czasu realizacji projektów, który wynosi 6-12 miesięcy. Poza tym zdalnie pracuję już sporadycznie.
Ad 2. Ostatnie realizacje można będzie zobaczyć prawdopodobnie pod koniec roku, lub w przyszłym.
Ad. 3. Indywidualnie.
Ad. 4. Starujemy od xxxx PLN netto za projekt PSD.”
Nie robię tego często (odpisuję), kiedy czuję niezdecydowanie lub pozerkę, natychmiast olewam takich ludzi, sam nie wiem czemu odpisałem, śmierdziało mi cwaniaczkiem na kilometr, co w końcu potwierdził mail :
„Poza tym zdalnie pracuję już sporadycznie”
Co z tego dla nas wynika? Przyjmuje Pan zlecenia czy jest to okazyjnie?
„Ostatnie realizacje można będzie zobaczyć prawdopodobnie pod koniec roku, lub w przyszłym”
Czy mam rozumieć, że musimy poczekać do końca roku, żeby zobaczyć jakość i styl Pana prac ?
„Indywidualnie”
Dość enigmatyczna odpowiedź. Tzn. orientacyjnie ile: tydzień, 2, miesiąc ?
„Startujemy od xxxx PLN netto za projekt PSD”
Tyle się domyśliłem. Poprosiłem, o cen na bazie przykładów. Ile podstron obejmuje projekt ?
PS: Kulturalnie z Pana strony było by się podpisać pod mailem chociaż imieniem i nazwiskiem.
Po tym mailu, odpisałem:
„Przykro mi, ale nie jestem zainteresowany współpracą z Panem”
na co uzyskałem szybką odpowiedź :
I bardzo dobrze !
Po ostatnim mailu nie otrzymałem już odpowiedzi, a brzmiał on tak :
„W jakim więc celu wysyłał Pan do mnie zapytanie ofertowe ?”
Pozostawiam to bez komentarza, ” … bo kto lokaj jest i świnia, ten lokajem pozostanie mimo że się ustrój zmienia … ” następnym razem Panie Mikołaju nie pisz Pan w swoim hobby „tępienie warszaFskiej lanserki” bo sam żeś Pan lanser, co stwierdzam patrząc na Pana zdjęcia w różowej koszulce, wyżelowanego irokeza i pinokle.