Wszelka zbieżność z Billem Gatesem jest zupełnie przypadkowa. Nie reprezentuję, nie jestem spokrewniony, ani w żaden sposób powiązany z Billem Gatesem, ani firmą Microsft. Nie jestem również powiązany z żadną z dystrybucji Linuxa, MacOS-a, ani innych systemów operacyjnych.
Pluję jadem, ponieważ lubię, więc jeśli jesteś osobą : ze słabą odpornością psychiczną, wrażliwą na krytykę, lub pozbawioną poczucia humoru ... nie możesz czytać tego bloga.
Siedzisz w ciepłym pokoju, z klimatyzacją, 40-sto calowym monitorem, trzymasz zimne piwo i oglądasz porno. I wiesz co ?
Wciąż jesteś dymany, nawet o tym nie wiedząc.
Spójrzmy na twoją wypłatę … zarabiasz całkiem nieźle, nie masz powodów do narzekań, można powiedzieć że masz w dupie całą klasę średnią i możesz pozwolić sobie na trochę luksusu, czyżby ? Teraz czysto teoretycznie dostajesz informacyjnego maila z pracy dotyczącego wypłat. Mail informuje iż z powodu zmian organizacyjnych w dziale księgowości wypłaty przesuną się z 27 dnia miesiąca, na dzień 29. Totalna olewka prawda ? Dwa dni różnicy, jebać to, jaka to różnica ?!
Ok, teraz pytanie – Ile wynosi twoja dniówka ? – Liczyłeś to kiedykolwiek będąc na etacie ? Prawdopodobnie nie.
Przykładowo … zarabiasz 4000 PLN … dzieląc to na 20 dni pracujących, wychodzi 200 PLN dziennie, na ile wydymała Cię firma przesuwając wypłatę o dwa dni ?
Wydymano Cię właśnie na 400 PLN.
A co można kupić za 400 PLN w Polsce ?
– 133 puszki piwa
– 7 litrów wódki
– 85 litrów benzyny
– 200 biletów 20-minutowych
– Windows Vista Home Premium
– 26 zestawów KFC
Jeśli dalej nie czujesz się wydymany, przewiń do góry i policz jeszcze raz.
Dlaczego piszę ten post ? Ponieważ przypomniałem sobie pewną historię, o której raczej nie chciałbym pamiętać. Przypomniałem sobie jednak całe zajście, chwilę po tym jak otrzymałem mailing reklamujący szkolenie, którego patronem jest firma i osoba o której właśnie mam zamiar napisać.
Było to kilka lat temu, początki mojej kariery zawodowej jako grafika. Otrzymałem propozycję spotkania w sprawie pracy od firmy K2lider, mieszczącej się naprawdę straszny hektar od Centrum Warszawy, a dokładniej w Marysinie (w połowie drogi pomiędzy Gocławkiem a Marysinem). Wzbraniałem się dość długo przed skorzystaniem z oferty, jednak w końcu zdecydowałem się sprawdzić co firma ma ciekawego do zaproponowania i wybrałem się w tą długą podróż.
Firmę reprezentuje niejaki Mariusz P. który wtedy pełnił w niej rolę prezesa. Właściwie to i tak nie ma wielkiego znaczenia, ponieważ firma ( jak się później dowiedziałem ) posiadała w sumie może 3 pracowników, łącznie z samym prezesem. Gdybym miał podobne informacje dziś, nie zawracałbym sobie nią głowy, jednak wtedy jakimś cudem uległem. Przyznaję się jednak bez bicia … spóźniłem się na spotkanie blisko 10 minut, jednak jak się później okazało, pan P. zmył się z firmy dużo wcześniej. Czekałem w nadziei, że niebawem wróci do firmy (lokalu 38), jednak to nigdy nie nastąpiło. Czekałem jak głupek 1.5 godziny, po czym wkurwiony wróciłem do domu. Zacząłem oczywiście od maila do pana P. i co się okazało ? Minęliśmy się dokładnie wtedy, kiedy postanowiłem wracać do domu ! Pięć minut dłużej i spotkalibyśmy się, ale … Nie.
Po krótkiej wymianie mailowej, już na spokojnie, umówiliśmy się na kolejny dzień. Tym razem zaznaczyłem, że gdyby coś się stało, jakiś nieoczekiwany zbieg okoliczności, to proszę żeby poczekał te 5-10 minut, abyśmy się znów nie minęli. Trochę się z tej całej sytuacji pośmialiśmy i następnego dnia znów trafiłem do firmy K2lider. Tym razem trafiłem przed czasem. Jaka tym razem czekała na mnie niespodzianka ? Pana P. znów nie było !
Czekałem chyba jakieś 30 minut. W tym czasie pogadałem sobie z ochroniarzem, który zaprowadził mnie do biura (pokoju) K2lider, pomimo tego iż nikogo w nim nie było, poinformował mnie że tu pracuje z prezesem P. jakiś murzynek i że to chyba jakiś student ? Po tych rewelacjach udałem się ponownie wkurwiony do domu, obiecując sobie, że mam kolesia głęboko w dupie i moja noga więcej tu nie postanie.
No i tu Pan P. mnie zaskoczył, bo z tego co sobie przypominam napisał SMS-a, czy zadzwonił (ciężko sobie przypomnieć, bo byłem wtedy bardzo zły), że musiał gdzieś wcześniej wyjechać, że bardzo przeprasza i tym podobne, po czym zaprosił mnie na kolejne (trzecie) spotkanie. Nie wiem czemu byłem tak naiwny, pewnie dlatego że jestem na tyle konsekwentny w swoich działaniach, że musiałem sprawdzić co kryje się za tym przekrętem. No i sprawdziłem … pojechałem, wszedłem zadałem tylko jedno pytanie : – JEST ? – Nie ma – Do widzenia 🙂
I tyle mnie tam więcej widzieli.
Po tym całym incydencie, pan P. nawet nie raczył napisać maila z wyjaśnieniem, bo po prostu zniknął. Po jakimś dłuższym czasie (kiedy udało mi się o tym wszystkim zapomnieć) wysłał mi zaproszenie do swojej książki adresowej online, za co serdecznie podziękowałem swoistym „cmoknij mnie w pupę” i od tego czasu nie zawracam sobie dupy żadnymi oszołomami. Niech to będzie nauczką dla mnie, aby szanować swój czas i nie gadać z byle kim.
Skoro więc łaskawie marnuję swój czas na pisanie tych głupot, to może i Wy odwdzięczycie się jakimś mądrym komentarzem hę 😀 ?